W życiu każdej kobiety przychodzi taki moment, w którym stwierdza: „pora o siebie zadbać”. Znacznie częściej to dbanie dotyczy nie ducha (o czym pisałam tutaj), ale właśnie ciała. W moim przypadku ten moment przyszedł jakieś pięć lat temu i od tamtego czasu trzyma się mnie klątwa naturalnej pielęgnacji. Dziś chcę Wam o niej opowiedzieć z dwóch powodów: pierwszym jest fakt, iż będąc wrażliwym na piękno nie możemy pozostać niewrażliwi na to własne, a drugim – że wchodzę na kolejny poziom pielęgnowania – zaczynam pracę w otwierającym się w sobotę warszawskim Jeju.
Historia mojego pielęgnowania
Moja przygoda z uważną pielęgnacją zaczęła się dawno temu, bo jeszcze w liceum. Punktem inicjującym były włosy – odkryłam bloga Anwen i włosomaniactwo stało się moją codziennością. To zainicjowało naukę czytania składów, a także poszerzyło moją świadomość odnośnie do wszystkich kosmetyków. Sukcesywnie przestawiałam się na coraz bardziej naturalne odpowiedniki kolejnych produktów. Zaczynałam rozumieć, co jest dla mnie dobre, a co nie. Wzrastała we mnie świadomość składników zarówno szkodliwych, jak i dobroczynnych. Konsekwentna, powolna pielęgnacja ciała w sposób alternatywny pozwoliła mi absolutnie zmienić moje włosy, później cerę i – w końcu – ciało. Pozbyłam się grudek z czoła i innych młodzieńczych problemów z buzią, moje włosy straciły na porowatości by stać się śliskie i gładkie, a ciało zyskało na jędrności. Kiedy zaczynałam te pięć lat temu, nie podejrzewałam, w jakiej kondycji będzie moje ciało dziś. Mając aktualną wiedzę, z pewnością zrobiłabym to samo.
Pielęgnacja włosów
Choć od niej się zaczęło, aktualnie moja pielęgnacja włosów zajmuje najmniej czasu. Związane jest to z faktem, że – czy to przez kosmetyki, czy przez zmianę na naturę – moje włosy stały się niskoporowate, gładkie i niewiele im do szczęścia potrzeba. Przez wiele lat farbowałam je henną z ciemnego blondu na rudość, ale teraz wracam do naturalnego koloru – z tego powodu trzymam je dość krótko, ścinam regularnie i stosuję naturalne metody wypłukiwania henny. Być może do wakacji uda mi się powrócić do natury. Choć hennę mogłabym polecić jeśli chodzi o trwałość i intensywność koloru oraz zbawienny, wypełniający wpływ na włosy, to kwestia trudności w zmianie koloru (henna absolutnie dziwnie reaguje na wszelkie próby chemicznego odbarwiania), sugerowałabym gruntowne przemyślenie. Jeśli chodzi o triki pielęgnacyjne, które pomogły mi doprowadzić włosy do tego stanu, to z pewnością naturalne długo trzymane maski, szampony i odżywki do włosów, regularne olejowanie i ta nieszczęsna henna – choć zostawiła po sobie upartą rudość, z pewnością doskonale wypełniła włos nadając mu moc i grubość. Teraz moje włosy są gęste, śliskie, proste i nie wymagają zbędnych starań.
Pielęgnacja twarzy
Naturalne kosmetyki na twarz stosuje już dobre kilka lat, ale ostatnimi czasy coraz mocniej zwracam uwagę na to, co na nią nakładam. Nie są to tylko kosmetyki tylko z naturalnym, ale też z możliwie najlepszym jakościowo składem, wykonane przez polskie firmy z największą dbałością. Ostatnimi czasy moją kosmetyczkę zawojował Jan Barba – surowe kosmetyki naturalne w fantastycznych cenach jeśli chodzi o stosunek jakości i wydajności, wykonywane z super surowców). Moja pielęgnacja opiera się w pewnej części na krokach pielęgnacji koreańskiej: zmywam makijaż olejkiem, który zmywam pianką na bazie wody, następnie stosuję tonik (albo ten od Jana Barby, albo wodę z róży damasceńskiej od Inez Herbiness) i na wilgotną skórę (to bardzo ważne, pomaga w dobrym rozprowadzaniu i wchłanianiu produktu) nakładam albo krem, albo serum. Albo jedno i drugie! Rano jest to z reguły wyłącznie tonik i krem – do niedawna Gel od Jana Barby (świetny, bardzo polecem!), teraz wypróbowuję B krem z ich oferty. I oczywiście krem pod oczy, który stosuję także wokół ust. Bardzo dużo się uśmiecham, a ze względu na tendencję do głębokich zmarszczek u mojej babci i jej siostry, do których jestem bardzo podobna, staram się działać prewencyjnie. Sporadycznie, w razie potrzeby stosuję peeleng enzymatyczny czy maskę. Ostatnio, dzięki pięknemu masażerowi Fenek Studio od Jana Barby zaczęłam wprowadzać do mojej codziennej rutyny masaż i akupresurę, które mają ochronić mnie przed zmarszczkami, ale też poprawiają wchłanianie kremów w skórę i – miejmy nadzieję – ochronią mnie przed prędką starością.
Pielęgnacja ciała
Od zawsze był to dla mnie najbardziej nużący element pielęgnacji. Nie lubiłam ani się peelingować, ani balsamować. Moje ciało wymagało jednak zadbania i dobrze o tym wiedziałam. Miałam wiele podejść do regularnej pielęgnacji, ale dopiero wyrobienie sobie rytuału ze szczotkowaniem, prysznicem i olejkiem pomogło mi w systematyczności. Za każdym razem przed prysznicem szczotkuję moje ciało na sucho Edwardem – jest to metoda peelengująca, która ma znacznie szersze korzyści, niż tylko ścieranie martwego naskórka (o czym przeczytacie u Blimsien). Po prysznicu zostawiam skórę lekko wilgotną zbierając jedynie nadmiar wody i nakładam na to olejek. W ten sposób balsamowanie, które zawsze mnie nużyło, stało się bardzo szybkie, sprawne i naturalne. Moja sucha skóra przestała być przesuszonym płótnem, jest nawilżona, mniej wrastają w nią włoski, a cellulit się zmniejsza. Oczywiście nie muszę chyba wspominać, że przy każdym z tych punktów dobra, zdrowa dieta i duże wewnętrzne nawodnienie jest kluczowe :).
Być może dla postronnego obserwatora taka kompleksowa pielęgnacja wydaje się być czarna magią i pochłaniać masę czasu. Kiedy jednak staje się systematycznym nawykiem, jest nie tylko prosta, ale i bardzo przyjemna. To czas poświęcony na dbanie o siebie, co jest podstawą dobrego związku z samym sobą. Jeśli weźmiecie pod uwagę fakt, że te nawyki i zmiany wprowadzałam stopniowo już od około 5 lat, nie powinno się to wydawać już tak drastyczne :). A Wy jak dbacie o ciało? naturalnie czy zupełnie nie? Kompleksowo cy stawiacie na minimalizm? Dajcie znać, jestem bardzo ciekawa!